piątek, 21 września 2012

1. Śniadanie - Śniadaniowe muffiny na słono

Postanowiłam zmotywować się do fotografowania swoich śniadań, gdyż jestem człowiekiem, który nigdy nie ma na nie czasu i najczęściej po obudzeniu się robię sobie kawę, przelewam do kubka termicznego i wybiegam z domu. Dodatkowo jestem typem, który wiecznie się spóźnia, ciągle jest w biegu i nigdy na nic nie umie znaleźć czasu :) Zatem tutaj chwilka oddechu - śniadaniowe muffiny na słono. Dziś zrobiłam je dla samej siebie, choć zazwyczaj serwuje je przyjaciołom, którzy zdecydowali się zostać u mnie po nocnej posiadówie, a nie chcę robić im zwykłych kanapek. Bardzo łatwe w przygotowaniu, smaczne i efektowne. Wystarczy plaster szynki, jajko, łyżeczka jogurtu/śmietany i trochę żółtego sera :) Wszystko to zapiekamy w piekarniku.

Chciałam Wam też pokazać mój wakacyjny hit - karmelowe cappuccino z Lidla ♥. Nie wiem czy jest dostępne w Polsce, bo jak raz pojechałam do krakowskiego Lidla, żeby go poszukać - nic podobnego nie znalazłam... 3 lata temu jak byłam w Grecji, to przywiozłam jedną puszkę do Polski, a teraz byli tam moi rodzice i też przywieźli kilka sztuk. Być może jest to produkt dostępny w Polsce, ale nigdy nie robię zakupów w Lidlu, bo jest mi tam wybitnie nie po drodze. Dlatego jeśli wiecie czy mogę to cappuccino kupić w Polsce, to dajcie znać :) Jest przepyszne - smakuje jak kakao z karmelem.




czwartek, 20 września 2012

Poza horyzonty - Jasiek Mela

Prawda jest taka, że do czytania książek podróżniczych nigdy nikt mnie nie musi namawiać. Kilka dni temu wróciłam z biblioteki z naręczem opowieści z przeróżnych zakątków świata i nie mogłam się doczekać aż znajdę chwilkę czasu, żeby je przeczytać. Zaczęłam od bardzo ładnie wydanej, mniej podróżniczej, a bardziej opowiadającej o przezwyciężaniu swoich wewnętrznych barier książki.

Osoba Jaśka Meli zachwyciła mnie kilka miesięcy temu, kiedy wracając do domu, natrafiłam na rozmowę z nim w radiowej Trójce. Nie pamiętam co to była za audycja, ale byłam zachwycona dojrzałością tego chłopaka, sposobem w jaki opowiadał o swoim życiu i niesamowitym dystansem i humorem, którym okraszał swoje wypowiedzi. Kiedy program dobiegł końca, byłam przepełniona niesamowitą energią i chęcią do działania, jego słowa były niesamowicie motywujące i podnoszące na duchu. Miałam ochotę chwycić za kartkę papieru i napisać do niego list, w którym podziękowałabym za to jak żyje i co robi. Dlatego byłam ciekawa książki...

Tak sobie myślę, że z tymi horyzontami, to jest ciekawa sprawa. Jedni chcą iść poza horyzonty, drudzy je przesuwać, a jeszcze inni udowadniają, że horyzonty nie istnieją. Wychodzi więc na to, że ograniczają nas w jakiś sposób. Jedni je przekraczają, inni zostawiają je w spokoju. Historia Jaśka uczy nas - pełnosprawnych i niepełnosprawnych zupełnej akceptacji naszego losu. Ale nie w taki sposób, że mamy poddawać się temu, co przynosi nam życie, ale że to właśnie my wyznaczamy mu tory. Kluczem jest uświadomienie sobie, że nasze ograniczenia znajdują się TYLKO w naszych głowach. To nie ręce czy nogi dochodzą na szczyt, tylko głowa. Warto sobie to uświadomić, przemyśleć, myślę, że zdecydowanie warto poznać historie zawarte w książce.

Książka jest zbiorem przemyśleń Jaśka Meli, zapisem przeżyć w czasie jego niezwykłych aktywności (wyprawa na Bieguny, Kilimandżaro, Elbrus, udział w maratonie nowojorskim), ale też wspomnień-migawek z życia - wypadku, śmierci brata oraz niesamowitych historii podopiecznych fundacji Jaśka. Warto przeczytać, żeby zrozumieć kilka rzeczy. I pamiętajcie...

Nawet najmniejsza kałuża odbija niebo.
litewskie przysłowie

poniedziałek, 17 września 2012

Irytujący post

Wakacje skończyły się dla mnie jakiś czas temu, kiedy przywalił mnie nawał załatwień, zobowiązań, ostatecznych ustaleń. Drażni mnie kiedy ludzie nie chcą współpracować. Drażni mnie, że chcą wszystko zrobić najmniejszym kosztem. Irytuje mnie, kiedy się staram zrobić coś fantastycznego, a ktoś po prostu mówi "dzięki, nie piszę się na to, nie chce mi się". A już najbardziej irytuje mnie mówienie: nie dajmy się zwariować, to przecież tylko zwykła okazja.  
I wtedy muszę wypuścić powietrze i uświadomić sobie, że mam związane ręce i że sama nie zrobię nic.



Jeszcze trzy tygodnie i będzie po wszystkim.
Wdech, wydech, wdech, wydech.
Niektóre rzeczy nie są warte naszych nerwów.