wtorek, 31 lipca 2012

Sierpniowo

Koniec odpoczynku, bardzo dobrze było się zresetować i zapomnieć o wszystkim. W czasie tego krótkiego festiwalu przypomniałam sobie jak bardzo cieszą mnie koncerty i festiwalowy tryb życia. Nieprzespane noce z gitarą, wspaniali ludzie dookoła, mnóstwo śmiechu i spontanicznej radości. Z grzechów: trochę za dużo alkoholu, trochę za dużo chipsów, zdecydowanie zbyt dużo śmieciowego jedzenia. Takie rzeczy są raz do roku, niczego nie żałuję, za rok - powtórka! :)


Od jutra powracamy do normalności i witamy nowy miesiąc - sierpień. Będzie dla mnie wyjątkowo krótki, gdyż w połowie wybywam baardzo daleko na wakacje. Jednak liczę na:
  • zrealizowanie sierpniowej setki,
  • systematyczne używanie odżywki Jantar,
  • przeczytanie trzech książek,
  • przerobienie Reading Explorer 3,
  • przeprowadzenie dwóch wywiadów, wykonanie jednego projektu graficznego,
  • zdrowe odżywianie,
  • bieganie & skalpelowanie do widocznych efektów! (bikini czeka)
  • kilka wizyt na basenie (+ dojazd rowerem)
  • nie śpię do południa, wysypiam się, nie tracę czasu i jestem szczęśliwa! :)

czwartek, 26 lipca 2012

Przerwa

Dziś dzień, kiedy ćwiczenia idą w odstawkę, a wskazana jest duża dawka polepszaczy humoru :) Dlatego też zdecydowałam się na iście królewskie śniadanie, które naprawdę nie jest tak tuczące, na jakie wygląda (Naleśniki bez mąki). Dodatkowo w zamrażarce czekają przepyszne lody Manhattan Chocolate & Caramel with peanuts 



poniedziałek, 23 lipca 2012

Aplikacja MapMyRUN


Plan it. Do it. Share it.

Jest wiele aplikacji na telefon, które mogą nam ułatwić systematyczne bieganie. Myślę, że są niezłym czynnikiem motywującym oraz pomagają śledzić nasze postępy. Pierwszą, z którą miałam do czynienia jest MapMyRUN, którą ściągnęłam z Android market. Jest ona darmowa, jednak trzeba się zarejestrować (zawsze jestem sceptyczna wobec tego kroku, a w tym przypadku rejestracja otwiera nam drzwi do nieskończonego morza statystyk naszego biegu, w których jeszcze się gubię). Jeszcze nie mam porównania z innymi aplikacjami, więc podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami i uwagami. Myślę, że dla osoby początkującej (tak jak ja) jest bardzo dobra.

Niestety, żeby w pełni działać (wczytać mapę), musi złapać sygnał GPS, dodatkowo stale łączy się z Internetem (co dla mnie nie jest problemem, bo mam pakiet). Jednak jeśli mamy do dyspozycji 3G, to zapisze nam trasę, czas, ilość kilometrów, tempo i przewidywaną liczbę spalonych kalorii (chociaż przy tym podobno troszkę oszukuje). Zatem i bez Internetu poradzi sobie nieźle.


Na telefonie wygląda ona tak:


A na komputerze:


Jak widać mamy menu składające się z naszej "deski rozdzielczej" (Dashboard, zdjęcie wyżej) gdzie możemy stworzyć mapkę, wprowadzić ćwiczenia, zapisać zjedzone posiłki, czy napisać notkę w dzienniku. Dodatkowo w przejrzysty sposób pokazuje nam wstępne statystyki. Niżej (tego już nie wkleiłam) mamy wyświetlane nasze ostatnie trasy.

Dalej są nasze ćwiczenia (My Workouts), gdzie mamy przyjemny kalendarz, do którego automatycznie wprowadzają się treningi. Co jest fajne - aplikacja na bieżąco liczy ile procent ci brakuje do wypełnienia planu z poprzedniego tygodnia. W tym miejscu również można wprowadzać różne inne aktywności, nie tylko te, które importują się automatycznie z urządzenia.


Z Moich map (My Maps) można się dowiedzieć o przebytych trasach, wprowadzić swoje trasy Must do, Want to do, czy też określić swoje Top 5.

Aplikacja umożliwia budowanie społeczności - zapraszanie przyjaciół, podglądanie efektów, komentowanie, wiadomości, lajkowanie... fajna sprawa! Dodatkowo można się przyłączać do grup, brać udział w wydarzeniach, dzielić się swoją historią, prowadzić dziennik, pisać na forum. Ciekawą rzeczą jest Fittest of the Fit index czyli ranking aktywności użytkowników MapMyRUN... niestety dla nas jest ona całkowicie bezużyteczna, bo obejmuje tylko Amerykańskich użytkowników.


Możemy tworzyć sobie osobiste wyzwania, a program oblicza nam ich procentowy stopień ukończenia. Jeszcze żadnego nie rozpoczęłam, ale wprowadziłam wyzwanie Kamy, które polega na przebyciu 100 km w sierpniu :)


Podsumowując aplikacja jest fajna i wystarczająca, jednak rozejrzę się też za innymi, żeby mieć porównanie. W wersji Internetowej drażnią mnie wczytujące się reklamy, które zawsze omijam. 


Dziś biegłam również z uruchomionym endomondo, za chwilę zobaczę co mi tam wyliczył ;) Z tego co zauważyłam ma przyjemniejszą grafikę i chyba jest łatwiejszy w obsłudze. Dodatkowo wszystko jest w jednym miejscu. Coś czuję, że polubię go jeszcze bardziej niż MapMyRUN... ;)

niedziela, 22 lipca 2012

Tydzień I

Mogę z dumą stwierdzić, że tydzień pierwszy zaliczony zdecydowanie na plus. Jako mistrzyni czegoś takiego jak słomiany zapał, byłam pewna, że spasuję po pierwszym biegu. A tu się okazało, że to całkiem przyjemne, motywujące i budujące :)

Waga nie ruszyła jakoś szalenie, ale jestem z siebie dumna, że ograniczyłam słodycze
i zmieniłam posiłki na zdrowsze. Gdybyście widziały ile mogę w siebie zmieścić słodyczy - byłybyście zaskoczone. Tabliczka czekolady, paczka delicji, 3 snickersy, to dla mnie nic... oczywiście były słodkie grzeszki, ale kto by się nimi przejmował jak rano biegał, albo ćwiczył z Ewą.

Ćwiczyłam z pierwszą płytą Ewy Chodakowskiej (skalpel) - 5 razy. Czuję, że z każdymi 40 minutami wysiłku jest coraz lepiej, dodatkowo jeszcze trochę się rozciągam, może kiedyś dojdę do momentu, że moje nogi w trakcie ćwiczeń na brzuch nie będą drżeć jak galareta, gdy są w górze. Nigdy nie ćwiczyłam z żadną płytą, również nie wierzyłam, że można to robić systematycznie, a co dopiero polubić. Teraz się staram, na razie jest w porządku. Czuję, że naprawdę dużo mi to daje. Wiele osób krytykuje tego rodzaju treningi, wypominają Ewie, że nie odkryła Ameryki, a sprzedaje to pod swoim nazwiskiem. Krytykują otoczkę marketingową, gadkę o endorfinach, motywacji, METODZIE. Ale przecież czy to nie właśnie to zmotywowało tyle kobiet do ćwiczeń? Może nie czuję jakiejśtam dawki endorfin po ćwiczeniach, ale jestem z siebie dumna, z tego małego sukcesu w ciągu dnia. A kiedy słyszę "i już po krzyku, gratuluję, że wytrzymałaś ze mną do końca" - jest super! Każdy sposób jest dobry :)

Zaczęłam biegać - w tym tygodniu zaliczyłam ponad 14 kilometrów. Wynik może nie robi szału, ale fakt, że zmotywowałam się, żeby wstać rano i pobiegać - to dla mnie coś :) Bardzo motywuje mnie aplikacja na telefon MapMyRun, która oblicza nam wszystko i pięknym przedstawieniem wyników zachęca do systematycznego działania :) 


W skrócie - jestem z siebie ZADOWOLONA :)

niedziela, 15 lipca 2012

Pierwszy dzień biegu


Dopiero siódma, a od rana zaliczyłam już dwie pozytywne rzeczy. Po pierwsze - chyba pierwszy raz od rozpoczęcia wakacji wstałam wcześnie bez wylegiwania się w łóżku (6:15); po drugie - dziś zaliczyłam mój pierwszy bieg.

Kiedyś biegałam dosyć dużo z dwoma kolegami, którzy bardzo mnie motywowali (bo przecież nie mogłam być od nich gorsza). Teraz moja kondycja jest tak tragiczna, że aż strach. Teraz po biegu siedzę przed komputerem, sapię, dyszę, nie mogę złapać tchu... ale jestem piekielnie dumna z siebie. Właśnie od takich małych rzeczy się zaczyna!

Data: 07/16/2012
Dystans: 4,64 km
Czas trwania: 00:39:20
Średnia prędkość: 7,07 km/h
Spalone kalorie: 302

Mieszkam na wsi, więc biegający człowiek wciąż jest tutaj atrakcją. Nie chciałabym, żeby wiele osób wiedziało o moich porannych eskapadach, więc będę biegać tylko rano. Poza tym obawiam się, że później się nie zmotywuję do takiej aktywności fizycznej ;) Bieg to nie jest hulahopowanie do Plotkary... trzeba zaangażować się całkowicie.

Dziś jeszcze lekcja salsy  i może impreza salsowa...

A teraz zmykam zjeść śniadanie: 2 jajka na miękko i kromeczka ciemnego chleba.

Nie znam się na bieganiu, a w sieci krążą różne sprzeczne opinie... zastanawia mnie czy bieganie przed śniadaniem jest zdrowe? Z logicznego punktu widzenia powinno być najlepsze (dla odchudzających się), bo spala się sam tłuszcz... ale sama nie wiem. Czekam na Wasze opinie! :)

I jeszcze jedno - uwielbiam Trójkę 

Staroci czar

Bezapelacyjnie zauroczyłam się starymi filmami. Zaczęło się od Mężczyźni wolą blondynki, potem poszło Pół żartem, pół serio, dziś nadeszła kolej na Śniadanie u Tiffany'ego. Wiem, że można im zarzucić prostotę, naiwność i przewidywalność. Dla niektórych będą tylko opowiastkami o pustych, amerykańskich kobietkach, które pragną zdobyć bogatego męża. 

Mnie napełniają niezwykłym ciepłem. Są zabawne, urocze i przejmujące. Idealne, żeby umilić wieczór. Dodatkowo aż wstyd ich nie znać, dlatego muszę jak najszybciej nadrobić zaległości.


Lista filmowa na najbliższy czas:


- Słomiany wdowiec
- La vita e bella
- Roman Holiday
- Cat on a hot tin roof
- Singin in the rain
- All about Eve
- The Graduate
- Casablanca

...uwierzycie, że jeszcze ich nie widziałam? ;)